Remont na raty

Nowe płytki, świeża farba, wymiana podłogi i może jeszcze kuchnia marzeń? Plan brzmi pięknie, ale jak to wszystko sfinansować? Wybór najczęściej sprowadza się do dwóch opcji: płacisz gotówką albo rozkładasz wszystko na raty. Tylko która z tych form finansowania naprawdę się opłaca? Czy warto czekać i odkładać, czy może działać od razu, ale z kredytem? Sprawdźmy, jakie są plusy i minusy każdej z tych dróg.

 

Gotówka – czyli święty spokój (ale nie zawsze od razu)

Zacznijmy od najprostszej opcji – masz pieniądze, robisz remont, płacisz i masz spokój. Żadnych rat, odsetek, podpisywania umów, ani zobowiązań wobec banku. Brzmi idealnie… pod warunkiem, że masz odpowiedni zapas gotówki.

Gotówka to komfort psychiczny. Nie musisz się zastanawiać, czy po roku wzrośnie oprocentowanie, nie martwisz się o dodatkowe koszty ani o to, czy twoja zdolność kredytowa się pogorszy. Po prostu płacisz i koniec tematu. Co więcej, mając środki od razu, możesz negocjować ceny z ekipą remontową albo dostawcami materiałów – “płacę z góry, to może rabat?”

Ale oczywiście jest i druga strona medalu. Zbieranie gotówki zajmuje czas. Jeśli planujesz większy remont i chcesz wszystko pokryć z oszczędności, może się okazać, że odkładasz przez rok, dwa… a w tym czasie ceny materiałów i robocizny rosną. Efekt? I tak wydajesz więcej, niż gdybyś zrobił remont od razu.

Poza tym inwestowanie wszystkich oszczędności w remont może być ryzykowne. A co jeśli nagle zepsuje się auto? Albo pojawią się niespodziewane wydatki zdrowotne? Warto zostawić sobie choćby małą poduszkę finansową na nieprzewidziane sytuacje.

 

Remont na raty – wygodnie, ale na procent

Druga opcja to finansowanie remontu kredytem – gotówkowym albo ratalnym (np. przez sklep z wyposażeniem wnętrz). Z jednej strony: nie trzeba latami odkładać, nie trzeba rezygnować z planów, wszystko można zrobić od razu. Brzmi kusząco – i często właśnie dlatego tak wiele osób się na to decyduje.

Największym plusem rat jest szybkość działania. Potrzebujesz nowej łazienki, bo stara cieknie? Bierzesz kredyt, zatrudniasz ekipę i robisz. A potem spłacasz co miesiąc określoną kwotę. Proste. Do tego wiele sklepów oferuje kredyt 0% – oczywiście pod pewnymi warunkami – i to też może być niezła opcja, jeśli nie chcesz ponosić dodatkowych kosztów.

Jednak warto być czujnym. Kredyt gotówkowy często wiąże się z prowizją, ubezpieczeniem i innymi opłatami. Czasem niska rata to efekt bardzo długiego okresu spłaty, a wtedy koszt całkowity kredytu rośnie znacznie bardziej, niż na początku się wydaje.

Poza tym pamiętaj – każda rata to obowiązek. Stracisz pracę, zmienisz sytuację życiową, zachorujesz – rata nie znika. Kredyt to nie tylko wygoda, ale i zobowiązanie na kilka lat, które trzeba brać na poważnie. Dlatego zanim podpiszesz cokolwiek, przelicz dokładnie RRSO (Rzeczywista Roczna Stopa Oprocentowania), porównaj oferty i przeczytaj umowę kilka razy.

 

Kiedy lepiej odłożyć, a kiedy działać na kredyt?

To pytanie z serii "to zależy", ale można przyjąć kilka praktycznych założeń. Jeśli remont nie jest pilny – np. chcesz zmienić wystrój salonu, bo po prostu Ci się znudził – lepiej zaplanować go z wyprzedzeniem, oszczędzać przez kilka miesięcy i wykonać go za gotówkę. To będzie taniej i bez stresu.

Jeśli jednak sytuacja Cię zmusza – przecieka dach, łazienka z lat 80. wreszcie się poddaje, albo instalacja elektryczna to kablowy zabytek – nie ma na co czekać. Wtedy kredyt może być rozwiązaniem rozsądnym, bo odłożenie prac tylko pogorszy sprawę i może generować większe koszty później.

Inna kwestia to dostępność promocji. Jeśli np. trafiła się świetna oferta na płytki, meble czy sprzęt AGD – ograniczona czasowo – może się opłacać wziąć mały kredyt i kupić teraz, zamiast płacić więcej później. Zwłaszcza jeśli jesteś pewien, że rata nie obciąży Twojego budżetu.

kredyt na remont

 

Mieszane finansowanie – złoty środek?

A co, jeśli nie chcesz rezygnować z komfortu gotówki, ale nie chcesz też całej kwoty inwestować naraz? Można to połączyć. Coraz więcej osób wybiera tzw. finansowanie mieszane – część wydatków pokrywasz z własnej kieszeni, resztę wspierasz kredytem.

Jak to działa? Za gotówkę opłacasz ekipę remontową i podstawowe materiały (czyli to, czego nie można oddać, jeśli nagle się rozmyślisz), a np. meble, AGD czy dodatki kupujesz na raty. Dzięki temu masz większą kontrolę nad budżetem, a jednocześnie nie zużywasz wszystkich oszczędności.

To też dobry sposób, by uniknąć ryzyka – jeśli nagle pojawi się nieprzewidziany wydatek (a w remontach to klasyka), nadal masz zapas pieniędzy i nie musisz wszystkiego finansować kredytem. Minusem może być konieczność żonglowania dwiema formami płatności, ale jeśli dobrze to rozplanujesz – korzyści zdecydowanie przeważają.

 

A może w ogóle nie remontować? Czyli o realnych potrzebach

Na koniec warto zadać sobie pytanie – czy ten remont naprawdę jest potrzebny? Nie dlatego, że nie wypada, że sąsiad zrobił, że modne są teraz lamele i beton architektoniczny. Tylko dlatego, że naprawdę chcesz coś zmienić, że coś nie działa, że dom Ci nie służy tak, jak powinien.

Bo ani kredyt, ani gotówka nie ma sensu, jeśli inwestujesz w coś, co po pół roku zacznie Cię irytować. Dobrze przemyślany remont – nawet na raty – daje satysfakcję na lata. Ale remont z impulsu może zostawić Cię z kredytem na karku i poczuciem "po co mi to było".

 

Remont na raty czy gotówka?

Remont to zawsze wydatek, ale jego forma finansowania może zadecydować o tym, czy po zakończeniu prac czujesz ulgę czy stres. Gotówka daje niezależność, ale wymaga cierpliwości. Kredyt daje natychmiastowy efekt, ale wiąże się z kosztami i ryzykiem. A może najlepsza opcja to coś pomiędzy? Niezależnie od drogi, klucz to planowanie – i świadomość, na co się decydujesz. W końcu remont ma poprawić jakość życia, a nie ją utrudniać, prawda?